Archiwum styczeń 2007


sty 10 2007 On..
Komentarze: 0

las...ciemnosc..przyspieszony odech...biegł ile sił..uciekal przed czym?..przed pijanym ojcem?...przed...przyjaciolmi ktorych nigdy tak naprawde nie mial?...a moze przed samym sobą..?..uciec bylo najlepiej...jak najdalej...gałąź...poczul pieczenie na rece...czul to juz nie raz..tak dobrze znany mu bol...male rozciecie...krew... tak lubil ten widok ..ale teraz nie widzial nawet swojego cienia...nie widzial niczego oprocz fleszy...skad byly? nie wiedzial...obrazy przed oczami slajdy...on oszalał?..nie...to świat...cos iegło za nim..czul tego obecnosc..ale nie smial sie odwrocic...przystanoł..spojrzal w gore...niebo przeswitywalo przez geste korony drzew...korony drzew.....las....cien..jeden drugi cien...cien za cieniem...aaa! tanczyly z nim... taniec smierci...smierci ktorej tak bardzo pragnol..a jednak..dlaczego obracal sie wciaz wkolo...nie chcial zginac...w gestwinie blysnely oczy...nie to nie byl czlowiek..jakby zwierze...ale...tak pamietał ten obraz dalej... dlaczego zgineła?..czemu byla winna..wiedzial ze ten las takz chce go pochłonąc...wiedział..jeden błysk..drugi...coraz blizej...cos skakało wokoł niego...zaczoł krzyczec...ale nie dawało mu spokoju...zrzucił z siebie płaszcz i szal..co z tego ze byl grudzien..juz nie czul zimna...nie czul nic..poza zaloscia po stracie ukochanej...polozyl sie na sniegu..i znow dziwne wizje...tak doskonale je pamietal...od zawsze sam...sam....dzieci bawiaze sie na placu zabaw...on siedzi sam pod drzewem...smieja sie z niego..wyzywaja..zaciska zęby...pieści...ucieka...ucieka...wpada na kogos..wydusza z siebie ciche...przepraszam...Postac...tak wysoki mężczyzna...i to jego dziwne spojrzenie..pobiegł do domu...pamieta tak..wbiegł...jak zwykle zerwal po drodze matce kwiatka...chce jej dac...woła ją...ale...nikt nie odpowiada..dlaczego?...mamo...mamusiu..ja..ja juz bede grzeczny..ale prosze...odezwij sie...prosze.......pomyslał..spi...ale..tak wszedł...to jej pokoju..i..cisza...przejmujaca glucha cisza..idzie dalej..potyka sie o puszke po piwie...tak..tak pachnie tata...tata..niedopalek papierosa..pewnie znow wyszedł po piwo....upadek..niezdaraz e mnie znow sie poslizgnolem..pewnie ojciec wylał piwo...pamietał dobrze swoje mysli ...piwo...czerwone piwo?...MAMOOOO !!.......spisz?...spisz?...odezwij sie..spisz?..mamusiu..ja mam ..kwiatka mam..ja..bede juz grzeczy obiecuje..ale..mamusiu spisz?...uciekl....i juz nigdy nie bylo tak samo...ojciec poszedł siedziec..a teraz tak wysszedł niedawno i cuz?...odgrywa sie na mnie...slajd..koniec slajdu...dlaczego nie moge sie podniesc...uczucie zimna...zsiniałe ręce...dziecko ulicy...z kluczem na szyi..nie lubil ram..barier...rzucil szkole juz po podstawowce...po co komu szkola?...umial rysowac...tak wegiel i kartka..cokolwiek i kartka...anioły...postacie...i te błekitne oczy ktore widzial gdy byl mały..poszedł do parku...rysował..podgladal grupke przyjacioł...kiedys bede aki jak oni...chcial takie byc...siedzieli z gitara....spiewali..ktos cos ry..tak rysowal..podszedl blizej...witaj maly powiedziala dziewczyna..byla taka..piekna...jej czarne wlosy powiewaly na cieplym letnim wietrze..usiadłem...traktowali mnie jak rownego sobie..jutro wrocilem do nich znow...wychowywala mnie....byla taka dobra.....las...poszlismy do lasu...narysowali na ziemi jakies dziwne kregi..tak pamietam..ktos cos szeptał..zafascynowalo mnie to..podszedlem blizej..ubrani yli na czarno..stali ze spuszczonymi glowami..ona..ona tez..zaczolem budzic sie w nocy..widzialem..wtedy kobiete..tak to byla mam..taka jak ją pamietam...mama...kazala mi isc do siebie...poszedlem....przytulila..zaczolem widziec inaczej...dorastalem...w ciemnej poswiacie szla..i ak co noc...pamietam..koniec skajdu...aaał...rana zdawala sie krawawic dalej...nie to nie byla gałąz..to bylo drapniecie...dlaczego my?.. powiedziano mi ze..we mnie jest cos..czulem to..daleko posunieta ambiwalencja....pameitam...czesc z nich odeszla..doszli nowi znajomi..parapsychologia...fascynacja ciemnoscia i złem...złem..chcialem go zabic...tego ktory zabił moją matke..chciałem...tak bardzo....mialem 17 lat...i zycie polamane jak patyk..chcialem tego..to bylo swiadome...rytuały..zło..ciemnosc...zaklecia..odczynianie...tak..skan..umiaqlem go profesjionalnie...teraz nikt sie ze mnie nie smial...kazdy patrzyl ze strchem...ha..czulem sie kims waznym...pierwszy seans...szklanka glako pzrechodziila..po stole pamietam jak dzis....

devia : :